16 maja 2014

Rozdział 12

Ten sam dzień, wieczór:
Leon:
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie! Po długim czasie zobaczyłem Violettę. Nigdy nie sądziłem, że mogę się za nią aż tak stęsknić. Jak zobaczyłem ją w drzwiach była taka piękna. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że chcę ją widzieć codziennie i już nigdy nie mogę jej stracić.
- Cześć Leon!- krzyknęła do mnie Francesca aż się przestraszyłem.
- Fran, cześć! Mam prośbę nie krzycz tak, ok?- odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy.
- Widzę, że happy end, chcę znać szczegóły, albo nie teraz, bo nie ma czasu jutro mi wszystko powiesz.- Francesca mówiła jak najęta.
- Skąd wiesz? No tak przecież od ciebie Viola wie. Bardzo ci dziękuje.- mówiłem, ale dziewczyna w ogóle mnie nie słuchała.
- Fran!- krzyknąłem.
- Co? Przepraszam. Idę po twój wypis, a ty się szykuj, zaraz przyjadę z wózkiem i jedziemy.- powiedziała i wyszła.
Po kilkunastu minutach dziewczyna była już u mnie w sali i razem pojechaliśmy do domu Angie. Gdy weszliśmy wszędzie było strasznie ciemno, jakby nikogo nie było w domu, a Fran dodatkowo gdzieś zniknęła. Ciekawe jak ja tu znajdę włącznik do światła i do tego na tym wózku. Po jakichś trzech minutach udało mi się zapalić światło i powędrowałem do salonu, gdzie nagle zobaczyłem wszystkich przyjaciół ze studia krzyczących "niespodzianka!'. Moja radość była ogromna. Dziewczyny rzuciły się na mnie z uściskami i klęczały przede mną, po chwili doszli też chłopaki. Wszyscy mnie przywitali, chociaż na początku mówili coś, że im przykro, ale nie chciałem tego. Powiedziałem, że jest ok i mają się dobrze bawić. Minęło dobre półgodziny i zaczęła lecieć głośna muzyka i wszyscy zaczęli tańczyć, szkoda, że ja nie mogę, nie powiem zrobiło mi się trochę przykro, ale szybko się opamiętałem, bo przecież nie mogę im zabronić tańczyć. Dobrze, że chociaż mogę śpiewać, lekarz powiedział, że już raczej wszystko w porządku z moim głosem tylko nie mam go przemęczać. Violetta chyba nie przyszła, bo jej nie widziałem, ciekawe co się stało, pewnie German jej nie pozwolił, szkoda. Z zamyśleń wyrwała mnie moja przyjaciółka, która usiadła mi na kolana,
- Jak się czujesz?- powiedziała Ally.
- Wspaniale, dziękuje ci.- odpowiedziałem dziewczynie.
- Za co mi dziękujesz?- spytała uśmiechnięta.
- Za wszystko. Jesteś dla mnie jak siostra, razem tworzymy taką fajną rodzinę. Ja, ty, Angie, twój tata. Też tak uważasz?- spytałem.
- Jasne, że tak. Kocham cię braciszku.- dziewczyna siedząca mi na kolanach przytuliła mnie, a ja ją. Siedzieliśmy tak przez dłuższą chwilę, my naprawdę jesteśmy dla siebie rodzeństwem. Niestety ten widok nie spodobał się Violetcie, która akurat przyszła na imprezkę. Od razu wybiegła z domu, a ja nawet nie mogłem się za nią ruszyć, na tych czterech kołach.Przypomniało mi się, że Viola nie zna Ally ani Jimiego, a Angie nic jej jeszcze nie mówiła. Dziewczyna żyje w przekonaniu, że mieszkamy we dwójkę, a nie czwórkę. Jutro muszę jej wszystko wytłumaczyć, ale na resztę wieczoru straciłem humor.
- Leon przepraszam. Zaraz za nią pobiegnę i jej wszystko wytłumaczę, nie przejmuj się.- dziewczyna już chciała ruszyć, widać, że się tym przejęła, ale ją zatrzymałem.
- Stój! Jutro jej wszystko wytłumaczę. Skąd ty w ogóle wiesz kim jest ta dziewczyna?- spytałem, przecież jeszcze nie poznała Violetty.
- Żartujesz sobie? Ty i Angie potraficie mówić o Violetcie 24h na dobę.- zaśmiała się, zresztą ja też.
- Mogłaś coś powiedzieć.- powiedziałem.
- Mogłam, ale wy jesteście tacy szczęśliwi jak o niej mówicie tak jakby dawała wam siłę do życia i chyba tak właśnie jest. Chciałabym, żeby ktoś mnie tak kiedyś pokochał jak wy kochacie ją.- Ally uroniła jedną łzę, którą od razu przetarła.
- Ally nie mów tak. Ja cię kocham, Angie cię kocha, twój tata, Francesca też cię ubóstwia, no i Diego. Ciebie nie da się nie lubić.- mówiłem smutnej dziewczynie.
- Wiem, wiem. Teraz wybacz, ale chyba się położę. Nie wyspałam się dzisiaj. Dobranoc.- pożegnała się, a ja poszedłem do moich przyjaciół.
Violetta:
Na początku byłam zła, że tata nie chciał mnie puścić do Leona, a jak już tam poszłam to od razu wyszłam. Nie mogę uwierzyć, Leon jeszcze kilka godzin temu mówił mi, że mnie kocha, a teraz obściskuje się z jakąś dziewczyna, którą widziałam po raz pierwszy w życie. Nie zaraz, widziałam ją już kiedyś w studio rozmawiała wtedy z Fran. To pewnie jego dziewczyna, o której zapomniał mi powiedzieć. Znowu mnie oszukał. Dlaczego miłość tak boli? Jutro będę musiała z nim siedzieć przy jednym stole, mam nadzieję, że nie przyjdzie z tą dziewczyną. Najlepiej jakbym nie musiała go w ogóle oglądać. Wiem jedno, na pewno nie polubię tej dziewczyny.
Następny dzień:
Angie:
Ally mi powiedziała co wydarzyło się poprzedniego wieczoru. Kiepski start dla dziewczyn, mimo tego mam nadzieję, że się dogadają. Obie są dla mnie bardzo ważne i chcę, aby się polubiły. Strasznie stresuję się przed spotkaniem w domu mojej zmarłej siostry, w końcu przedstawię moją nową rodzinę. Ally i Leon też nie wiedzą o zaręczynach moich i Jimiego. Mam nadzieję, że dobrze to przyjmą. Wszystko musi iść zgodnie z planem. Mam już wszystko przygotowane: garnitur dla Jimiego, koszulę i marynarkę dla Leona, sukienkę dla Ally oraz dla mnie. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
- Już się tak nie stresuj.- przytulił mnie od tyłu mój narzeczony.
- Kocham cię.- powiedziałam.
- Ja ciebie też. Muszę jeszcze coś  załatwić na mieście i od razu wracam.- oznajmił mi.
- Tylko się nie spóźnij.- powiedziałam.
- Nie spóźnię się. Obiecuję.- powiedział Jimi i poszedł.
Kilka godzin później:
- Zaraz wychodzimy! Jesteście gotowi?- krzyczałam na cały dom.
- Już, chwila!- odkrzyknęła mi Ally.
- To szybciej!- tym razem odezwał się Jimi, a Leon tymczasem zjechał na dół.
- Jeden chociaż na czas.- powiedziałam.
- Jeżeli chcecie do wy już idźcie, a ja poczekam na Ally i dojdziemy.- zaproponował chłopak.
- Nie, będę spokojniejsza jak pójdziemy razem.- powiedziałam.
- Angie, daj spokój. Przecież mają po 17 lat. Są odpowiedzialni, mam taką nadzieję bynajmniej.- mówił Jimi.
- Dobrze, dobrze, ale nie macie się spóźnić.- powiedziałam, po czym oboje wyszliśmy. Po kilku minutach byliśmy już na miejscu i czekaliśmy na dzieciaki. Przedstawiłam Jimiego i powiedziałam, że jeszcze na kogoś czekamy.
Leon:
Violetta od rana nie odbiera ode mnie telefonów, ale na szczęście zaraz się wszystko wyjaśni. Czekam tylko na Ally, która właśnie schodzi po schodach.
- I jak?- zapytała mnie.
- Wyglądasz pięknie. Możemy iść?- zapytałem.
- Jasne, chodźmy.- powiedziała Ally.
Gdy wyszliśmy okazało się, że strasznie pada. No to pięknie do domu Castillo wejdziemy cali mokrzy. Ally prowadziła mnie wózkiem, aż nagle wylądowaliśmy na ziemi. Oboje! Dziewczyna poślizgnęła się na swoich butach, a ja na wózku poleciałem z nią. Leżeliśmy w wielkiej kałuży błota, cali ufajdani i nie mogliśmy przestać się śmiać. Jednak po chwili uśmiech zszedł nam z twarzy, ponieważ zadzwoniła do mnie, starałem jej powiedzieć, że się spóźnimy, ale ta nie przyjmowała tego do wiadomości i kazała nam przyjść tak jak stoimy, a raczej w tej wersji leżymy. Nie chciała mnie słuchać i nie wiedziała co się stało i jak wyglądamy, ale nie mieliśmy innego wyjścia, poszliśmy do domu Violetty. Po kilku minutach byliśmy na miejscu i otworzył/a nam....
------------------------------------------------------------
I jak? Podoba wam się rozdział? Przepraszam, że tak późno, ale miałam urwanie głowy. W tym tygodniu codziennie miałam po dwa sprawdziany i poprawki, bo w końcu będą wystawiane oceny i trzeba się starać. Następny będzie w ten poniedziałek na 100%. Dzisiaj jest miesięcznica bloga i bardzo dziękuje wam za czytanie i zostawianie po sobie komentarzy. Zaznaczajcie obok w ankiecie, że czytacie :-) Czekam na wasze komentarze, zostawcie po sobie choć jedno słowo. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz